Chciałem tego uniknąć, ale chyba po prostu się nie
da. Trzeba podsumować etap i kropka. Inaczej ciężko ruszyć dalej. Wyobraźcie
sobie, że żyjecie od teraz do śmierci, bez żadnych linii granicznych, urodzin,
świąt, końca zimy, roku itp. Nawet podczas maratonu, w głowie trzeba podzielić
sobie dystans na etapy, inaczej można załamać się już na samym początku. Tyle
wstępem wytłumaczenia, po co i dlaczego, a teraz do rzeczy.
Pokonałem łącznie według endomondo 1863 km z czego
1503 km przebiegłem, reszta dystansu rozłożyła się na rower, wędrowanie, pływanie itp.
Początek roku był bardzo udany szczególnie marzec,
kiedy to pobiłem moje 2 rekordy na 5 i 10 km. Na 10 km zszedłem poniżej 40 min
co było bardzo dobrym prognostykiem, przed półmaratonem i maratonem. Jak to
ostatecznie się skończyło pisałem już wcześniej.
W kwietniu zaliczyłem mój pierwszy start w
maratonie górskim w Wielkiej Prehybie w Szczawnicy z dość dobrym rezultatem. Koniec roku to
leczenie kontuzji, której nabawiłem się we wrześniu. W sumie 2014 zaliczam do
udanych tylko ta je..a kostka, ale ważne, że już działa.
Postanowiłem też zrobić sobie takie większe
podsumowanie. Prawie 30-stka na karku i człowiek coraz częściej zadaje sobie
pytanie Czego dokonał? Co osiągnął???.
A to niby jeszcze przed kryzysem wieku średniego. Strach się bać…
Tak więc na koncie mam 25 medali. Część pochodzi
jeszcze z okresu szkolnego, kiedy to grało się w piłkę nożną i jeździło na
zawody lekkoatletyczne. Wszystkie trzymam w starej skrzyni po granatach,
wiecie, że niby ładunek wybuchowy i nie można ruszać. Z kilkoma jestem związany
szczególnie silnie i kilka słów teraz o nich.
Zacznę od medalu, który otrzymałem po raz pierwszy.
Pamiętam, że miałem sporo dyplomów, ale nie udawało mi się zdobyć medalu. Wtedy
dostawało się go raczej za pierwsze miejsce, nie było to tak rozpowszechnione
jak teraz, że wystarczy wziąć udział w jakimś biegu i blacha ląduje na szyi. Ja
pierwszą blachę dostałem za 3 miejsce w zawodach wojewódzkich w sztafecie
10*800m w przełajach w Bydgoszczy. Potem dali nam jeszcze za to statuetki.
Kolejna ważna dla mnie blacha ląduje za I miejsce w biegu ulicznym
im. Klemensa Biniakowskiego w Nakle n/Not. To była druga klasa gimnazjum, na ostatniej
prostej wstąpiłem we mnie jakiś duch i tuż przed samą metą zapewniłem sobie
zwycięstwo. Jak człowiek raz skosztuje tego smaku to uzależnia się momentalnie
i na całe życie.
Potem był turniej „Piłkarska Kadra Czeka” w 2003
roku w Słubicach, kiedy to z Tarpanem
Mrocza udaje nam się wywalczyć III miejsce w Polsce w piłce nożnej. Do dzisiaj pamiętam
ten zabytkowy stadion, który kojarzy mi się z Koloseum.
W liceum na podium stawałem tylko raz, więc przeskakujemy
do roku 2006 kiedy to zaczynam studia i spontanicznie startuje w 7 Poznańskim Maratonie. Pierwszy
tego typu bieg i ogromne szczęścia z faktu samego ukończenia. Bezcenne.
Kolejna blacha to ta z mojego pierwszego maratonu w
górach. Dystans 42 km pokonany z łącznym przewyższeniem 2000 m. Próba
charakteru w pięknych okolicznościach przyrody. Skurcze już na 20 km i błoto po
kolana, a góry jak niebo nade mną...
Plany na ten rok jeszcze się krystalizują, ale
kierunek pozostanie ten sam.
Bywajcie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz