piątek, 25 lipca 2014

BAŁKAŃSKI SZAŁ - PART I

„Bałkany są jednocześnie piękne i przerażające, tragiczne i komiczne, pełne kontrastów. Łatwo przechodzimy od miłości do nienawiści, od przyjaźni do wrogości, ze skrajności w skrajność, czerpiemy z życia pełnymi garściami, nigdy nie mając dosyć.”

Emir Kusturica


Kwiecień 2011 roku – to data mojej pierwszej wycieczki na Bałkany. Był to rodzaj objazdu autokarowego przez Słowację, Węgry, Serbię, Czarnogórę, Albanię, Bośnię i Hercegowinę oraz Chorwację. Pierwszy kontakt z tym  regionem Europy wywarł na mnie niesamowite wrażenie. Przenikające się kultury, zjawiskowe widoki gór i bezkres Adriatyku.


Wszystko oczywiście spotęgowane było winem, które płynęło w autobusie niczym rwąca rzeka. Potem do wina doszła również Rakija i albański specjał, koniak Skënderbeu. Już w sumie wówczas narodził się pomysł, żeby Bałkany poznać dokładniej. Tylko sposób podróży miał dać więcej możliwości do kontaktów z kulturą oraz mieszkańcami. Odpowiedzią na te potrzeby okazał się być autostop. A okazja nadarzyła się już w kolejnym roku. Moja dziewczyna wyruszała na szkołę letnią do Macedonii. Zdecydowaliśmy więc, że drogę powrotną do Polski odbędziemy w ten właśnie sposób. To miał być nasz pierwszy raz. 


   Pominę kwestie związane z planowaniem. Najważniejsze rzeczy na jakie zwracaliśmy uwagę zawarłem już poprzednio. Wspomnę tylko o przewodniku, w który się zaopatrzyliśmy -  „Bałkany”,  wydawnictwa Bezdroża. Są w nim opracowane opisy miejsc i przejrzyste mapki Bośni i Hercegowiny, Serbii, Kosova, Macedonii oraz Albanii. Są one przygotowane w bardzo syntetyczny sposób i zawierają większość najważniejszych informacji potrzebnych do takiej podróży. Sporym minusem jest jednak pominięcie w nim Czarnogóry. Niestety też w kolejnych wydaniach nic w tej kwestii się nie zmieniło. Oczywiście sam przewodnik nie wystarczy. Należy również zaopatrzyć się w mapę, najlepiej samochodową. 


Macedonia


  Jest początek lipca 2012 roku. Podczas gdy Aga już od dziesięciu dni praży się w bałkańskim słońcu, ja dopiero zaczynam urlop i zmierzam ku niej autokarem Adamisu. Podróż zacząłem we wtorek o 2 w nocy z Warszawy. Do pokonania mam 1500 km do Skopje i kolejne 200 nad Jezioro Ochrydzkie, dumę Macedonii. 


Zostało ono  wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO w 1979 roku. To ogromne jezioro o powierzchni 358 km² jest również najstarszym w Europie i najgłębszym na całych Bałkanach (do 286 m). 

 Zamieszkuje je blisko 200 gatunków organizmów o charakterze endemicznym, z pstrągiem ochrydzkim na czele. Tyle z suchych informacji, ale wróćmy do podróży. Mija już godzina 22.00 więc jestem w pobliżu stolicy Serbii, Belgradzie. Przede mną jeszcze 6 h do Skopje.  Jak wszystko pójdzie po mojej myśli zdążę na autobus do Ochrydu, który mam o 6 rano i po południu będę już u celu. Niestety, jak to zwykle się przydarza, już na samym początku pojawił się problem. Mój roaming nie zadziałał i od przekroczenia granicy nie mam kontaktu z Agą. Ale co tam, hej przygodo im trudniej tym ciekawiej. 


  Skopje. Razem z nowopoznaną parą Polaków i Macedończykiem udaje nam się dorwać taksówkę i zdążyć na autobus do Ochrydu. Chociaż jakąś część planu udaje się realizować bez kłopotów.



Droga do Ochrydu snuje się serpentynami w górę, pełna jest malowniczych widoków wprawiających w osłupienie. Oddycham pełną piersią, piję piwo Skopsko, po prostu La vita è Bella. No, ale to dopiero początek. Po pokonaniu kolejnej przełęczy, na horyzoncie w końcu ukazuje się jezioro, osłonięte górami, ciągnące się w nieskończoność, jestem u celu. Aga ma czekać na rynku, więc chyba nie trudno będzie się znaleźć, mimo braku telefonu jestem dobrej myśli. Spacerując po ulicy już w oddali dostrzegam znajomą uśmiechającą się, opaloną twarz kobiety, tej której szukam. 



  Pierwszy etap podróży za mną. W Ochrydzie spędzamy kolejnych kilka dni. Udaje mi się waletować w hotelu za darmo i wbić się na darmową imprezę pożegnalną, z darmowym winem, ale o tym w kolejnym wpisie. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz