niedziela, 30 listopada 2014

"CITY TRIAL"

        W zeszłym miesiącu zaczął się kolejny cykl biegów „Z biegiem natury”, obecnie zaś ”City Trial”. Wczoraj zaliczyłem swój pierwszy start w tej edycji, no i klops. Ostatnio pisałem o mojej kontuzji i w ogóle, ale od jakiegoś czasu wznowiłem treningi,  kostka na bieżni zachowywała się poprawnie i za bardzo nie dawała o sobie znaku. Miałem tylko małe obawy jak po tej półtoramiesięcznej przerwie, poradzi sobie w terenie, ale nie było żadnych kłopotów, przynajmniej z kostką.

                W poprzedniej edycji zająłem 59 miejsce, uznałem to za dobry prognostyk na kolejny rok.  Wczoraj natomiast ukończyłem bieg na 141 miejscu z czasem 20:20. Dużo poniżej moich oczekiwań, ale najbardziej zaniepokoił mnie fakt, że tak wiele osób łamie już granice 20 min. Widać ogromny postęp w osiąganych wynikach i oczywiście we frekwencji. Nawet przy minusowych temperaturach pojawiło się ponad 1 tyś osób. Jak wspominali organizatorzy wzrost oscyluje o ok. 70% rok do roku. No i pojawiło się pytanie… A co ze mną? Gdzie mój postęp? Moje ego się odezwało i skwierczy mi nad uchem, że słabo, że cienias ze mnie i takie tam… Bieganie zawsze było moim konikiem. Od podstawówki jeździłem na zawody. Często stawałem na podium, raczej w mniejszych zawodach, ale jednak.  A teraz dużo biegaczy mi po prostu ucieka.

Koniec z tym. Kostka już zdrowa więc wracam. Kolejny sprawdzian za miesiąc. Plan to pobicie rekordu i zejście poniżej 18:30. Wersja minimum to powrót do biegania w czasie 19:00 min.  Stało się. Za miesiąc zdam relacje. 

poniedziałek, 24 listopada 2014

Wielka Prehyba czyli Maraton w Szczawnicy

Miało być o Maratonie Górskim w Szczawnicy…
… to jest.
Dokładam jeszcze Bieg na Śnieżkę




   Mój organizm ma ze mną przeje…ne. Ostre słowa na początek, ale inaczej tego wyrazić nie sposób. Mam w sobie tą destrukcyjną potrzebę do testowania siebie w extremalnych warunkach. Im gorzej i ciężej, tym czuję się lepiej. Przejawia się to w różny sposób np. jak biegnę, często narzucam sobie takie tempo, żeby sprawdzić ile wytrzymam, gdzie jest ta granica.  Jak to się kończy? Nie muszę chyba mówić, ale jak rezultat jest zadowalający i przekraczam bariery osiągam istny stan nirwany. Trwa on dość krótko, do czasu znalezienia nowego celu, albo stwierdzenia, że można lepiej, wyżej i dalej…. I tak to się kręci.

piątek, 14 listopada 2014

ABD – Anonimowi Biegacze Długodystansowi

     Przyznaje się -  jestem uzależniony… Zdarza się i tak


   Nie wiem czy znacie takie uczucie, że musicie coś koniecznie zrobić, inaczej brakuje wam powietrza, po prostu dusicie się. Następuje spadek energii i sił do działania. Ja taki stan przeżywam, gdy długo nie biegam, dokładniej przeżywam go teraz. Jeszcze przed tegorocznym 15 Poznań Maraton złapałem kontuzje kostki. Głównie spowodowane to było dość intensywnym treningiem. Najgorsze jest jednak to, że kontuzja dopadła mnie na ergometrze, a nie podczas samego biegu, chociaż… czy w sumie ma to jakiekolwiek znaczenie? Pewnie nie, ważne że kostka boli i biegać się nie da. To znaczy nie da się… da się,  tylko boli jak stopa dotyka podłoża, jak nie dotyka to jest ok, więc nie ma co narzekać. Taaa jasne.

niedziela, 2 listopada 2014

MARATON


Maraton

Słowo to jest niczym mantra dla biegaczy, a w sumie nie tylko dla nich. Dystans ten budzi szacunek i jest celem dla coraz większej rzeszy ludzi. Widoczne to jest szczególnie w ostatnich latach w naszym kraju. Ma to swoje plusy i minusy, ale nie o tym mam zamiar dzisiaj pisać.
                Wpis ten ma być rodzajem podsumowania moich doświadczeń z tym dystansem. Może też, przynajmniej w jakimś stopniu stanie się wskazówką dla  osób, które planują zmierzyć się z 42,195 km.