MACEDONIA
Tak więc jestem w samym sercu Bałkanów. Miejscu
gdzie przecinają się granice nie tylko dawnych szlaków handlowych, ale również
kulturowych, politycznych i językowych całego regionu. W kraju kojarzonym z wybitnym władcą starożytności Aleksandrem
Macedońskim, zwanym Wielkim. Chociaż tak po prawdzie, po napływie w VI w. ludów
słowiańskich z północy, kraj ten nie ma zbyt wiele wspólnego ze światem
antycznym.
Nie wiem czy
zdajecie sobie sprawę, że nazwa Macedonia nie określa tylko kraju, o którym teraz
piszę. Powiem więcej, na arenie międzynarodowej używa się zupełnie innej – FYROM (ang. Former Yugoslav Republic of Macedonia, Była
Jugosłowiańska Republika Macedonii). Dlaczego tak jest? Już odpowiadam. Kraj
ten zajmuje obecnie zaledwie 38% regionu historycznego i geograficznego o tej
samej nazwie. Pozostałe części leżą w Grecji, Bułgarii i Serbii. To są też
kardynalne aspekty, przez które kwestionowana jest zasadność używania takiej
nazwy państwa i blokowania rozpoczęcia rozmów o przyłączeniu go do UE, głównie
przez rząd grecki. Tak więc widzimy, że
sytuacja tego młodego kraju nie jest zbyt ciekawa, a jak dorzucimy jeszcze
problemy z mniejszością albańską, to mogą rodzić się obawy, czy w takim
kształcie Macedonii uda się przetrwać. Ale zostawmy te dywagacje na później.
Teraz wracam
do Ochrydu i wycieczki. Aga jest zakwaterowana w hotelu oddalonym od miasta o
ok 8 km. Dojeżdżamy taksówką. Za podróż płacimy 100 denarów czyli ok 8 zł. Zatkało?
Mnie na początku też, ale uwierzcie mi, można się przyzwyczaić. :)
Szczęście mi dopisuje bo okazuje się, że jej
współlokatorka z którą uczęszcza na kurs, właśnie wraca do Rosji. Więc niejako
problem noclegu się rozwiązuje. Nie stać by mnie było na opłacenie pokoju w tym
hotelu, Aga ma wszystko w gratisie od uczelni, a ja muszę przemykać ukradkiem do
pokoju. Przez cały pobyt udawało mi się to doskonale.
Po krótkiej drzemce ruszamy z Agą na zwiedzanie
miasta. To znaczy Aga mnie oprowadza. :) Każda podróż taksówką do centrum mnie zaskakuje, nie uwierzycie, że mimo i tak już
niskiej ceny, udaje się ją jeszcze stargować. Więc w Macedonii rozbijam się
taxsami tam i z powrotem, a co tam, w końcu mnie staćJ, szkoda, że tylko tam :P
Ochryd - położony nad jeziorem, otoczony górami
prezentuje się znakomicie o każdej porze dnia i nocy. Nad miastem góruje
twierdza, oparta na starożytnych fortyfikacjach, a rozbudowana przen cara
Samuela na przełomie X/XI w. Jak na
miejscowość turystyczną przystało jest sporo knajp i restauracji. Świetna
bałkańska kuchnia i dobre wino, to wszystko w naprawdę przystępnych cenach,
sprawia, że można zakochać się w tym miejscu. Na głównym deptaku funkcjonują
obok siebie świątynie prawosławne i minarety co jest widokiem naprawdę
wyjątkowym. A ścieranie się granic o których wcześniej wspominałem nabiera realnego
kształtu.
Do głównych punktów, które warto odwiedzić będąc w tym mieście należą: ruiny antycznego teatru, twierdza cara Samuela, Cerkiew św. Jovana Kaneo, no i oczywiście targ, który przyciąga wzrok swoimi kolorami i ogromną ilością papryki, we wszystkich możliwych kształtach.
Wrócę na chwilę do kuchni bałkańskiej tylko po to
żaby polecić przesłodką baklavę i fast-foodowego
burka, szczególnie z serem, które towarzyszyły mi przez cały pobyt.
W sumie samego zwiedzania nie ma w Ochrydzie jakoś sporo, dlatego reszta czasu, upłynęła mi na plażingu, kąpielach w
jeziorze i popijaniu piwa Skopsko. W hotelu zaaklimatyzowałem się na tyle
dobrze, że raz nawet kelner podczas
obiadu, które Aga miała
zapewnione, przyniósł mi deser, ale kulminacja miała nastąpić ostatniego
wieczoru. Na zakończenie kursu zorganizowano imprezę, na której oprócz
tradycyjnych posiłków i wina pojawił się lokalny zespół. Taki w sumie disco polo trochę, ale grał macedońskie przeboje i brzmiało to naprawdę dobrze, albo już miałem za dużo wina we krwi, sam już nie wiem. Hmm nie muszę chyba już pisać, że i ja się tam dostałem i skorzystałem z darmowego poczęstunku. Był
nawet jakiś ambasador czy ktoś w tym stylu.
No, ale co dobre szybko się kończy i już następnego
dnia z samego rana mieliśmy ruszyć dalej. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie
fakt, że Aga miała masę książek, które koniecznie chciała zabrać. Większość z
nich trafiła do mojego plecaka, więc jego waga nieco wzrosła. A jak już
wcześniej zaznaczyłem minimializm w pakowaniu się w podróżowaniu na autostopa to podstawa. Ale
nie ma co narzekać. Trochę trudu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Godzina 7.00 rano. Wychodzimy z hotelu. I w sumie
zastanawiamy się jak zacząć, kto ma pierwszy zatrzymać, czy może lepiej do
miasta podjechać taksówką. Ostatecznie, przegrywam w papier, kamień, nożyczki,
staje na poboczu i wyciągam kciuk. Już po pięciu minutach byliśmy w drodze. Nie
było tak strasznie, ale trzeba się przełamać, a raczej przełamywać za każdym razem. W Ochrydzie robimy małe zakupy i
ruszamy na rogatki miasta. Na kartonie piszemy SKOPIE, cyrylicą, :) Początek był ciężki, szczególnie z powodu palącego słońca.
Jakiś pan podszedł porozmawiał, doradził gdzie lepiej się ustawić. Jak
dowiedział się, że jesteśmy z Polski, pokiwał głową i rzucił „tak, tak znam
Kraków, Poznań” – zrobiło się tak jakoś miło. No ale nadal tam staliśmy.
W
końcu zatrzymał się samochód terenowy. Młoda para, która stanęła zawiozła nas
prosto do Skopie, nawet lekko zboczyli z trasy, by podwieźć nas do centrum. Poważnie
nastraszyli nas Albańczykami, co później zaważyło na naszym przejeździe przez
Kosovo, ale o tym później.
Skopie – stolica. Do najważniejszych rzeczy, które
należy zobaczyć zaliczyć można Kamienny
Most z XV w. położony przy głównym placu Makedonija, na którego drugim końcu
znajduje się Stara Czarszija, (targowisko) serce Skopie.
To najciekawszy punkt
miasta, który zachował bardzo wiele ze swej dawno minionej przeszłości. Pisałem
o mylnym porównywaniu Macedonii, do tej antycznej.
Będąc jednak na głównym
placu widzimy całą masę pomników, nawiązujących do okresu starożytnego np. Aleksandra Macedońskiego, hoplitów itp. Kraj ten cały czas
próbuje zbudować swoją tożsamości narodową na czasach antycznych. Z różnym
skutkiem.
Ceny w Macedonii
są naprawę niskie, ale jak zawitaliśmy do Skopie i ruszylismy na Starą
Czarszije, to lekko się przeraźliśmy i zrezygnowaliśmy z pobytu w malowniczych
kawiarniach. Całe szczęście zawsze znajdzie się gdzieś monopolowy, gdzie można
kupić tanie i dobre piwko Skopsko. :)
Dzień powoli mija, a my ciągle jesteśmy w centrum. Ostatecznie lądujemy na dworcu, aby
przemyśleć co dalej. Pamiętamy ostrzeżenia naszych macedońskich znajomych. I
wahamy się bardzo czy warto ryzykować przejazd przez Kosovo, właśnie na stopa. Po
chwili okazuje się, że w przeciągu 10 min jest autobus do Podgoricy w Czarnogórze, który
przejeżdża przez ten kraj. Kupujemy bilety i już jesteśmy w drodze. Kosovo
widziane z za szyby autobusu, wydaje się być całkiem normalne, więc żałujemy,
że je zahaczmy tylko w taki sposób. No ale mleko się wylało. Kolejnym razem
zaryzykujemy.
Podróż do
Podgoricy trwa całą noc, więc odsypiamy całodniową eskapadę i cudem udaje nam
się wysiąść na odpowiedniej stacji. Ale o tym w wątku poświęconym Montenegro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz