poniedziałek, 11 sierpnia 2014

BAŁKAŃSKI SZAŁ PART II - MACEDONIA

MACEDONIA


  Tak więc jestem w samym sercu Bałkanów. Miejscu gdzie przecinają się granice nie tylko dawnych szlaków handlowych, ale również kulturowych, politycznych i językowych całego regionu. W kraju kojarzonym  z wybitnym władcą starożytności Aleksandrem Macedońskim, zwanym Wielkim. Chociaż tak po prawdzie, po napływie w VI w. ludów słowiańskich z północy, kraj ten nie ma zbyt wiele wspólnego ze światem antycznym. 


 Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, że nazwa Macedonia nie określa tylko kraju, o którym teraz piszę. Powiem więcej, na arenie międzynarodowej używa się zupełnie innej – FYROM (ang. Former Yugoslav Republic of Macedonia, Była Jugosłowiańska Republika Macedonii). Dlaczego tak jest? Już odpowiadam. Kraj ten zajmuje obecnie zaledwie 38% regionu historycznego i geograficznego o tej samej nazwie. Pozostałe części leżą w Grecji, Bułgarii i Serbii. To są też kardynalne aspekty, przez które kwestionowana jest zasadność używania takiej nazwy państwa i blokowania rozpoczęcia rozmów o przyłączeniu go do UE, głównie przez rząd grecki.  Tak więc widzimy, że sytuacja tego młodego kraju nie jest zbyt ciekawa, a jak dorzucimy jeszcze problemy z mniejszością albańską, to mogą rodzić się obawy, czy w takim kształcie Macedonii uda się przetrwać. Ale zostawmy te dywagacje na później.


  Teraz  wracam do Ochrydu i wycieczki. Aga jest zakwaterowana w hotelu oddalonym od miasta o ok 8 km. Dojeżdżamy taksówką. Za podróż płacimy 100 denarów czyli ok 8 zł. Zatkało? Mnie na początku też, ale uwierzcie mi, można się przyzwyczaić. :)
Szczęście mi dopisuje bo okazuje się, że jej współlokatorka z którą uczęszcza na kurs, właśnie wraca do Rosji. Więc niejako problem noclegu się rozwiązuje. Nie stać by mnie było na opłacenie pokoju w tym hotelu, Aga ma wszystko w gratisie od uczelni, a ja  muszę przemykać ukradkiem do pokoju. Przez cały pobyt udawało mi się to doskonale. 


 Po krótkiej drzemce ruszamy z Agą na zwiedzanie miasta. To znaczy Aga mnie oprowadza. :) Każda podróż taksówką do centrum mnie zaskakuje, nie uwierzycie, że mimo i tak już niskiej ceny, udaje się ją jeszcze stargować. Więc w Macedonii rozbijam się taxsami tam i z powrotem, a co tam, w końcu mnie staćJ, szkoda, że tylko tam :P



Ochryd - położony nad jeziorem, otoczony górami prezentuje się znakomicie o każdej porze dnia i nocy. Nad miastem góruje twierdza, oparta na starożytnych fortyfikacjach, a rozbudowana przen cara Samuela na przełomie X/XI w.  Jak na miejscowość turystyczną przystało jest sporo knajp i restauracji. Świetna bałkańska kuchnia i dobre wino, to wszystko w naprawdę przystępnych cenach, sprawia, że można zakochać się w tym miejscu. Na głównym deptaku funkcjonują obok siebie świątynie prawosławne i minarety co jest widokiem naprawdę wyjątkowym. A ścieranie się granic o których wcześniej wspominałem nabiera realnego kształtu.



  Do głównych punktów,  które warto odwiedzić będąc w tym mieście należą: ruiny antycznego teatru, twierdza cara Samuela, Cerkiew św. Jovana Kaneo, no i oczywiście targ, który przyciąga wzrok swoimi kolorami i ogromną ilością papryki, we wszystkich możliwych kształtach. 


 Wrócę na chwilę do kuchni bałkańskiej tylko po to żaby polecić  przesłodką baklavę i fast-foodowego burka, szczególnie z serem, które towarzyszyły mi przez cały pobyt.
W sumie samego zwiedzania nie ma w Ochrydzie jakoś sporo, dlatego reszta czasu, upłynęła mi na plażingu, kąpielach w jeziorze i popijaniu piwa Skopsko. W hotelu zaaklimatyzowałem się na tyle dobrze, że raz nawet kelner podczas  obiadu, które Aga  miała zapewnione, przyniósł mi deser, ale kulminacja miała nastąpić ostatniego wieczoru. Na zakończenie kursu zorganizowano imprezę, na której oprócz tradycyjnych posiłków i wina pojawił się lokalny zespół. Taki w sumie disco polo trochę, ale grał macedońskie przeboje i brzmiało to naprawdę dobrze, albo już miałem za dużo wina we krwi, sam już nie wiem. Hmm nie muszę chyba już pisać, że i ja się tam dostałem i skorzystałem z darmowego poczęstunku. Był nawet jakiś ambasador czy ktoś w tym stylu.

 No, ale co dobre szybko się kończy i już następnego dnia z samego rana mieliśmy ruszyć dalej. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że Aga miała masę książek, które koniecznie chciała zabrać. Większość z nich trafiła do mojego plecaka, więc jego waga nieco wzrosła. A jak już wcześniej zaznaczyłem minimializm w pakowaniu się w podróżowaniu na autostopa to podstawa. Ale nie ma co narzekać. Trochę trudu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Godzina 7.00 rano. Wychodzimy z hotelu. I w sumie zastanawiamy się jak zacząć, kto ma pierwszy zatrzymać, czy może lepiej do miasta podjechać taksówką. Ostatecznie, przegrywam w papier, kamień, nożyczki, staje na poboczu i wyciągam kciuk. Już po pięciu minutach byliśmy w drodze. Nie było tak strasznie, ale trzeba się przełamać, a raczej przełamywać za każdym razem. W Ochrydzie robimy małe zakupy i ruszamy na rogatki miasta. Na kartonie piszemy SKOPIE, cyrylicą, :) Początek był ciężki, szczególnie z powodu palącego słońca. Jakiś pan podszedł porozmawiał, doradził gdzie lepiej się ustawić. Jak dowiedział się, że jesteśmy z Polski, pokiwał głową i rzucił „tak, tak znam Kraków, Poznań” – zrobiło się tak jakoś miło. No ale nadal tam staliśmy. 

  W końcu zatrzymał się samochód terenowy. Młoda para, która stanęła zawiozła nas prosto do Skopie, nawet lekko zboczyli z trasy, by podwieźć nas do centrum. Poważnie nastraszyli nas Albańczykami, co później zaważyło na naszym przejeździe przez Kosovo, ale o tym później.






  Skopie – stolica. Do najważniejszych rzeczy, które należy zobaczyć zaliczyć można Kamienny Most z XV w. położony przy głównym placu Makedonija, na którego drugim końcu znajduje się Stara Czarszija, (targowisko) serce Skopie.


 To najciekawszy punkt miasta, który zachował bardzo wiele ze swej dawno minionej przeszłości. Pisałem o mylnym porównywaniu Macedonii, do tej antycznej.




Będąc jednak na głównym placu widzimy całą masę pomników, nawiązujących do okresu starożytnego  np.  Aleksandra Macedońskiego, hoplitów itp. Kraj ten cały czas próbuje zbudować swoją tożsamości narodową na czasach antycznych. Z różnym skutkiem.

               






 Ceny w Macedonii są naprawę niskie, ale jak zawitaliśmy do Skopie i ruszylismy na Starą Czarszije, to lekko się przeraźliśmy i zrezygnowaliśmy z pobytu w malowniczych kawiarniach. Całe szczęście zawsze znajdzie się gdzieś monopolowy, gdzie można kupić tanie i dobre  piwko Skopsko. :)




               



  Dzień powoli mija, a my ciągle jesteśmy w centrum. Ostatecznie lądujemy na dworcu, aby przemyśleć co dalej. Pamiętamy ostrzeżenia naszych macedońskich znajomych. I wahamy się bardzo czy warto ryzykować przejazd przez Kosovo, właśnie na stopa. Po chwili okazuje się, że w przeciągu 10 min jest autobus do Podgoricy w Czarnogórze, który przejeżdża przez ten kraj. Kupujemy bilety i już jesteśmy w drodze. Kosovo widziane z za szyby autobusu, wydaje się być całkiem normalne, więc żałujemy, że je zahaczmy tylko w taki sposób. No ale mleko się wylało. Kolejnym razem zaryzykujemy.



  Podróż do Podgoricy trwa całą noc, więc odsypiamy całodniową eskapadę i cudem udaje nam się wysiąść na odpowiedniej stacji. Ale o tym w wątku poświęconym Montenegro. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz