niedziela, 26 października 2014

BAŁKAŃSKI SZAŁ PART VI - POWRÓT

  Po długim czekaniu i totalnym zniechęceniu udaje nam się złapać stopa. Jak bardzo bylibyśmy jednak zmęczeni to zatrzymujący się samochód dodaje nam kosmicznej energii i motywacji.  Podbiegamy uśmiechnięci z wielką nadzieją. Tak też było i tym razem. Mimo, iż para Słowaków mogła nas zabrać tylko do Bratysławy, nie wahaliśmy się ani przez moment.  







  Niestety i tej stolicy nie zwiedzimy w trakcie wycieczki, ale zapowiadamy, że w przyszłości na pewno wrócimy. Tymczasem rozstajemy się na autostradzie i czeka nas kolejne łapanie stopa. Po ostatniej próbie już na starcie tracimy troszeczkę impet, ale… nie mija 15 min i już znowu w trasie. Zatrzymuje się Czech. Pan ok czterdziestki bardzo konkretny i mało komunikatywny. Nie przystający ani trochę do stereotypu wojaka Szwejka. Czujemy też, że raczej nie przepada za Polakami. Mam jednak nadzieję, że choć troszeczkę po naszym spotkaniu zmienił zdanie. Ważne, że dzięki niemu dostajemy się do Brna. Co więcej dostajemy wskazówki gdzie najszybciej coś złapiemy i zostajemy tam nawet zawiezieni. Pocztówka również ląduje dla tego Pana. Czas mija nieubłaganie, ale dzisiaj pokonaliśmy już ogromny odcinek, a z Czech do Polski to już przecież kawałek. Znowu stajemy na drodze i … po kwadransie toczymy się dalej. Nie za daleko bo ok. 20 km, ale zawsze do przodu.

  Mimo późnej już godziny nasz entuzjazm wzrasta. A raczej wzrastał do tego czasu. Czeka nas kolejne łapanie stopa na autostradzie, aż dziw, że nie dostajemy mandatu. Niestety po 1 albo 2 godzinach poddajmy się i idziemy na stacje, która znajdowała się nieopodal. Zamawiamy kawę i coś ciepłego do jedzenia. I skoro nie udało się na autostradzie to próbuje szczęścia tutaj. Podchodzę do osób pytając czy nas podwiozą. Bez skutku. Nagle jakiś pan, również Czech ok. czterdziestki zaczepia mnie  i pyta gdzie chcemy dojechać. Mówi niestety, że nie jedzie w tym kierunku, ale dzwoni do żony i daje nam rozkład jazdy pociągów i wskazówki jak mamy tam dotrzeć. Wszystko wygląda dość spoko. Myślimy o tym pomyśle przez moment. Po chwili jednak Czech podchodzi raz jeszcze i mówi, że  on tak nie może nas samych puścić i zawiezie nas na stację.  Myślałem, że to jakaś fatamorgana, ale w sumie nie raz już na autostopie trafiliśmy na dobrych ludzi. Oczywiście korzystamy z pomocy. Pan mówi, że ktoś tam na górze patrzy i coś mu podpowiadało, że tak trzeba. Kolejny Czech nie pasujący do stereotypu, bo przecież 90 % tego narodu to ateiści.  Bywa i tak.



                Lądujemy na stacji i czekamy na pociąg do Ostravy skąd czeka nas przesiadka, już do Polski. Nie próbujemy łapać stopa, postanawiamy, że resztę trasy pokonamy pociągiem, tym bardziej, że Aga musi pojawić się rano w sekretariacie na swoim wydziale. Tak też dobiega nasza Bałkańska przygoda na dworcu PKP w Poznaniu przy tablicy pamiątkowej poświęconej podróżnikowi Janowi Nowakowi.



PODSUMOWANIE

Dystans – 4300 km
Dystans autostopem – ok. 1800
Ilość krajów – 10
Czas- 10 dni
Ilość poznanych osób – brak danych
Wydane pieniądze- wszystko J
Rozdane pocztówki – 15



2 komentarze:

  1. To teraz ta sama trasa, ale rowerem!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw samochodem, coś w stylu tych Francuzów z citroena w Chorwacji. O rowerze jeszcze nie myślałem, kto wie...

    OdpowiedzUsuń