Po długim czekaniu i totalnym zniechęceniu udaje nam się złapać stopa.
Jak bardzo bylibyśmy jednak zmęczeni to zatrzymujący się samochód dodaje nam kosmicznej energii i motywacji.
Podbiegamy uśmiechnięci z wielką nadzieją. Tak też było i tym razem.
Mimo, iż para Słowaków mogła nas zabrać tylko do Bratysławy, nie wahaliśmy się ani
przez moment.
Niestety i tej
stolicy nie zwiedzimy w trakcie wycieczki, ale zapowiadamy, że w
przyszłości na pewno wrócimy. Tymczasem rozstajemy się na autostradzie i czeka
nas kolejne łapanie stopa. Po ostatniej próbie już na starcie tracimy
troszeczkę impet, ale… nie mija 15 min i już znowu w trasie. Zatrzymuje się
Czech. Pan ok czterdziestki bardzo konkretny i mało komunikatywny. Nie
przystający ani trochę do stereotypu wojaka Szwejka. Czujemy też, że raczej nie
przepada za Polakami. Mam jednak nadzieję, że choć troszeczkę po naszym spotkaniu
zmienił zdanie. Ważne, że dzięki niemu dostajemy się do Brna. Co więcej
dostajemy wskazówki gdzie najszybciej coś złapiemy i zostajemy tam nawet
zawiezieni. Pocztówka również ląduje dla tego Pana. Czas mija nieubłaganie, ale
dzisiaj pokonaliśmy już ogromny odcinek, a z Czech do Polski to już przecież kawałek.
Znowu stajemy na drodze i … po kwadransie toczymy się dalej. Nie za daleko bo
ok. 20 km, ale zawsze do przodu.
Mimo późnej już godziny nasz entuzjazm wzrasta. A raczej wzrastał do
tego czasu. Czeka nas kolejne łapanie stopa na autostradzie, aż dziw, że nie dostajemy mandatu. Niestety po 1 albo 2 godzinach poddajmy się i idziemy na stacje, która
znajdowała się nieopodal. Zamawiamy kawę i coś ciepłego do jedzenia. I skoro
nie udało się na autostradzie to próbuje szczęścia tutaj. Podchodzę do osób
pytając czy nas podwiozą. Bez skutku. Nagle jakiś pan, również Czech ok.
czterdziestki zaczepia mnie i pyta gdzie
chcemy dojechać. Mówi niestety, że nie jedzie w tym kierunku, ale dzwoni do
żony i daje nam rozkład jazdy pociągów i wskazówki jak mamy tam dotrzeć.
Wszystko wygląda dość spoko. Myślimy o tym pomyśle przez moment. Po chwili
jednak Czech podchodzi raz jeszcze i mówi, że on tak nie może nas samych puścić i zawiezie
nas na stację. Myślałem, że to jakaś
fatamorgana, ale w sumie nie raz już na autostopie trafiliśmy na dobrych ludzi.
Oczywiście korzystamy z pomocy. Pan mówi, że ktoś tam na górze patrzy i coś mu
podpowiadało, że tak trzeba. Kolejny Czech nie pasujący do stereotypu, bo
przecież 90 % tego narodu to ateiści.
Bywa i tak.
Lądujemy na
stacji i czekamy na pociąg do Ostravy skąd czeka nas przesiadka, już do Polski. Nie próbujemy łapać stopa, postanawiamy, że resztę trasy pokonamy
pociągiem, tym bardziej, że Aga musi pojawić się rano w sekretariacie na swoim wydziale. Tak też dobiega nasza Bałkańska przygoda na dworcu PKP w Poznaniu
przy tablicy pamiątkowej poświęconej podróżnikowi Janowi Nowakowi.
PODSUMOWANIE
Dystans – 4300 km
Dystans autostopem – ok. 1800
Ilość krajów – 10
Czas- 10 dni
Ilość poznanych osób – brak danych
Wydane pieniądze- wszystko J
Rozdane pocztówki – 15
To teraz ta sama trasa, ale rowerem!:)
OdpowiedzUsuńNajpierw samochodem, coś w stylu tych Francuzów z citroena w Chorwacji. O rowerze jeszcze nie myślałem, kto wie...
OdpowiedzUsuń